sobota, 10 grudnia 2016

7. Włamanie.


System Alarmowy: Intruz
...13 lipca 02:32:53...
...Liczba serwerów kierowniczych, 5...
Naruszone zapory 3/5...
Odzyskiwanie rejestru Śledzenie OK...
Intruz zidentyfikowany

Profesor Nikaido wypuścił spokojne westchnienie, przeprowadzając kontrolę bezpieczeństwa. Obronny system włamaniowy opracowany przez Q z Wammy House i przekazany mu przez jego osobistego przyjaciela Watari'ego, zidentyfikował sprawcę, który umiejętnie używał kilku serwerów na całym świecie w drodze do systemu laboratorium.

- Atak z wewnątrz laboratorium...
Nie chcąc zaakceptować prawdy, Nikaido w milczeniu przeprowadzał kontrolę bezpieczeństwa ponownie i ponownie. Patrzył na ten sam wynik wyświetlany na monitorze i westchnął głęboko.

Było po dwudziestej trzeciej, więc w laboratorium nie było nikogo innego. Oczy Nikaido wędrowały w poszukiwaniu czegoś. Tak jak nie jestem w stanie zobaczyć wirusa bez mikroskopu, wydaje się, że nie udało mi się zobaczyć ludzi, którzy tam są. Oburzony uśmiech opuścił jego usta. Wpatrywał się w filiżankę w ręku, ale nie pił herbaty, którą zrobiła dla niego Kujo, i która była już zimna.

Nagle alarm się włączył. Monitor nadzorujący pokazał zdjęcie grupy ludzi, zamaskowanych i uzbrojonych w karabiny, próbujących włamać się do laboratorium. Przełączając się na inną kamerę, Nikaido znalazł strażnika w pomieszczeniu ochrony , który osunął się nieprzytomny. Wydawał się być pod wpływem narkotyków.

Nikaido cicho zamknął oczy.

Tak długo, jak był w posiadaniu wirusa, który miał potencjał, aby stać się wydajniejszy niż broń głowic jądrowych, był przygotowany do takiej sytuacji. Odwrócił się do komputera i zaczął wściekle pisać. Po wysłaniu jednego e-maila, usunął wszystkie swoje pliki za pomocą systemu alarmowego stworzonego przez Q.

Intruzi spokojnie weszli do laboratorium tylko sekundę później.
- Profesorze Nikaido, musi być pan bardzo zajęty, ale chcielibyśmy zabrać trochę twojego czasu – zamaskowany mężczyzna, który wydawał się być liderem grupy, zapowiedział swoje przybycie w uprzejmy sposób przeczący jego groźnemu wyglądowi.

- Wydaje mi się, że nie był pan umówiony – powiedział Nikaido.

- Nie zajmiemy zbyt wiele czasu. Pójdziemy sobie jak tylko weźmiemy to, po co tutaj przyszliśmy.

- A co to takiego?

Przywódca usiadł na sofie, a stojący obok niego mężczyzna odpowiedział za niego:
- Nie powinniśmy ci mówić, nieprawdaż?- podniósł karabin.

- Jeśli cenię swoje życie.. O to chodzi? Na co dzień mam do czynienia ze śmiertelnymi wirusami . Nie boję się śmierci.

Kobieta w minispódniczce podeszła.
- Aww, wiedziałam, że to powiesz. To dlatego zaprosiliśmy specjalnego gościa! - powiedziała, strzelając palcami z podniecenia w sposób, który wydawał się całkowicie nieodpowiedni do sytuacji.

- Nie! - Twarz Nikaido zbladła gdy wstał.

- Nie! Puszczaj... pozwól mi odejść! - Maki starała się uwolnić, kiedy została przyprowadzona przed zrelaksowanego mężczyznę na kanapie.

- Musiała przyjść, aby sprawdzić, dlaczego wracasz tak późno do domu. Oszczędziła nam kłopotu!

- Raczej nie zrobię nic skrajnego, więc mam nadzieję, że będziesz po cichu robić to, o co poprosimy. Jak widać – lider grupy wzruszył ramionami, spoglądając za siebie – są dość porywczy.

Młodsi członkowie stojący za nim zachichotali.
Nikaido spojrzał na mężczyznę na kanapie.
- Więc jesteś tu dla wirusa. Mogę sobie tylko wyobrazić głupi plan, który wymyśliłbyś, gdybym przekazał wirusa komuś twojego pokroju, który posuwa się do czegoś takiego, aby dosatć to, czego chce.

- Głupi, powiadasz? - powtórzył mężczyzna wstając powoli. Ze stale obecnym uśmiechem wystającym zza maski, chwycił Nikaido za kołnierz i kopnął go w dolną część brzucha.

Nikaido zaniósł się kaszlem i padł na krzesło
- Nie jestem aż tak głupi jak wy, którzy chcielibyście stworzyć broń, taką jak wirus, wiedząc, że japoński rząd i USA mają swój sposób na to.

- Jesteś w błędzie! Mój ojciec nie chciał stworzyć broni. Kłamca! Puść mnie! - Maki, której ramion były trzymane za nią, próbowała się uwolnić.

- Oh, zamknij ryj, dobrze? Nienawidzę brzmienia dziecięcych głosów. Teraz jestem zirytowana – młoda kobieta zaczęła bawić się sztyletem wiszącym przy jej pasie. Ostrze błyszczało.

Nikaido zagryzł wargę i warknął:
- Wirus i antidotum są przechowywane w pojemnikach głębokiego zamrażania w oddzielnych komorach. Można je otworzyć tylko za pomocą hasła i uwierzytelniania biometrycznego.

- Teraz proszę pokazać nam drogę.

- Tato, nie dawaj im tego! - krzyknęła Maki, kiedy Nikaido szedł w kierunku schowków z karabinem na plecach. Wykrztusił:

- Skończyłem antidotum dopiero ostatniej nocy. Nie mówiłem o tym jeszcze nikomu. Tylko w jaki sposób informacje wyciekły?

Lider roześmiał się.
- No to teraz, mówisz, że wybitny wirusolog tki jak ty nie jest w stanie zidentyfikować źródła wirusa?

Przybyli do schowka, a Nikaido nie miał wyboru, musiał oddać ampułkę wirusa liderowi grupy. Przeszli do sąsiedniego przedziału do przechowywania. Nikaido wziął ampułkę z antidotum do ręki i zatrzymał się.

Nastąpi koniec świata, jeśli oni tego użyją Nikaido zawachał się i zapytał:
- Do czego tego użyjecie?

- Nie martw się. Użyjemy tego do zaprowadzenia pokoju na świecie – powiedział lider grupy.

Nikaido utkwił wzrok w mężczyźnie i powiedział:
- Pokój na świecie, o którym mówisz będzie wygodny tylko dla ciebie. Jesteś taki sam Kira, który zabijał przestępców bez względu na prawo.

Lider w masce pozostał niewzruszony.
- Taki sam jak Kira- dla nas to bardzo duży komplement. Nasza wola stworzenia idealnego społeczeństwa jest nie mniej pasjonująca niż Kira.

Nikaido, słysząc te słowa, zamknął oczy. Gdy je otworzył, w jego oczach była cicha determinacja. Maki z trudem przełknęła ślinę.
- Nie należy zapominać o tym, co trzeba zrobić. Aż do ostatniej chwili... - mruknął Nikaiso do siebie, jakby chciał się upewnić o własnej determinacji. W następnej chwili rozbił ampułkę o podłogę i rzucił się na jednego z mężczyzn trzymających karabin.

Palce mężczyzny przypadkowo nacisnęły spust. Strzał karabinu zadzwonił w całym pomieszczeniu, wszystko się zatrzymało.
- Ja... ja go zastrzeliłem – powiedział mężczyzna, wyraźnie zdenerwowany mimo maski na twarzy – To nie była moja wina.
Spojrzał na Nikaido. Naukowiec osunął się na kolana; kula trafiła w jego pierś.

- Rz-rzuciłeś się na mnie pierwszy – powiedział mężczyzna. Oszołomiony, rzucił karabin. Najwyraźniej nikogo nigdy wcześniej nie zastrzelił.

Łapiąc powietrze, Nikaido wykrztusił:
- Usunąłem... antidotum... dane... Jeśli umrę... nie będziecie mogli... go wyprodukować.
Powoli Nikaido przechylił się do przodu i upadł.

- Tato!- Maki, która bezradnie stała obok, strząsnęła trzymające ją ramiona i rzuciła się do ucieczki.

- Hej, zatrzymaj się!
Maki przdarła się przez linię ramion, które próbowały ją złapać, pochyliła się i przeszła między nogami jednego z mężczyzn. Człowiek próbował ją chwycić, ale ich długie karabiny zderzyły się ze sobą. Dziewczynka uciekła z przechowalni, zamykając za sobą drzwi i zaklinowała je końcem mopa.
- Rozbijcie je!
Mężczyźni szybko wyważyli drzwi,ale Maki już nie było.
- Schody! Poszła na górę!
- Przy każdych wejściach postawiliśmy strażników. Ona nie ucieknie!

Mężczyzna usłyszał kroki i natychmaist pobiegł na strumień oślepiającego środka z gaśnicy. Maki wypełniała wąski korytarz pianką stojąc na górnej części schodów, a następnie odrzuciła pusty pojemnik na najbliższego mężczyznę.
- Argh!

Więcej gaśnic – tym razem trzy z nich – odbijały się od schodów i uderzyły w nogi i ramiona, a nawe zamaskowane czoła.

Podczas gdy mężczyźni próbowali wspiąć się po chodach, dziewczynka znowu zniknęła.
- Sprawdźcie pokoje!
- Rozumiem.

Mężczyzna był teraz zły i kopnął w otwarte drzwi od pokoju, nie zadając sobie trudu, aby sprawdzić oznaczenia na nich. Natychmaist upadł na plecy, gdy małpa przeleciała tuż za nim.
- Cholera, teraz cię dorwę! - krzyknął czerwony na twarzy mężczyzna, który zrzucił maskę po tym, jak małpa podrapała go po twarzy.

Tymczasem Maki schroniła się wewnątrz biura ojca. Zobaczyła płaszcz laboratoryjny ojca wiszący na ścianie i przypomniała sobie twarz ojca w chwili śmierci. Nie mogła stłumić szlochu. Dotknęła delikatnie płaszcz i przypomniała sobie co powiedział jej ojciec: Maki, jeśli coś mi się stanie, weź to co jest w sejfie i uciekaj. Musisz ocalić świat.

- Tatusiu... co to jest?
Wewnątrz sejfu był miś.
Przez chwilę patrzyłą na niego tępo, ale groźne kroki były z każdą chwilą coraz bliżej i bliżej. Skinęła zdecydowanie, weszła do środka sejfu i zamknęła drzwi od wewnątrz. Po chwili trzasnęły zamknięte drzwi i mężczyźni wpadli bez oddechu. Spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem.

- Zupełnie jak dziecko. Co ona ma zamiar zrobić w zamkniętym sejfie?

Lider, wreszcie zatrzymując się, powiedział:
- Jak mysz w pułapce. Powinniśmy być w stanie łątwo odkryć kod dostępu do sejfu... - wtedy rozkazał:
- Otwórz go, Yoshizawa. Szybko.

- Tak jest, sir.
Z laptopem i dwona krokodylkami, człowiek nazywany Yoshizawa zabrał się do pracy, zhakował zamek i jednocześnie jego oprogramowanie. Minęło zaledwie kilka minut. Pociągnął otwarte drzwi sejfu i zajrzał do środka.

- Wyjdź. Poczekaj, tylko dostanę cię w swoje ręce – powiedział z brawurową miną, choć już zarówno dostał gaśnicą i małpą po twarzy. Jednak zaraz wrócił jego straszny wygląd.
- Panie Motoba, tam jest zasuwka.

Motoba, lider, położył rękę na głowie i dramatycznie spojrzał w sufit.
- Już ją mieliśmy. Musiała zejść do podziemnych korytarzy.

- Mamy po nią iść?

- Nie przejmuj się, Konishi – odpowiedział Motoba. Zdjął maskę i usiadł na sofie.
- Profesor powiedział, że zniszczył wszystkie dane na temat wirusa.

- Uh, tak... - powiedział Konishi, który sprawdzał dane na komputerze profesora. Z oczami wystającymi nieśmiało zza okularów , Konishi pokręcił głową.
- Wszystko zostało usunięte. Dane nie mogą być odzyskane.

Niewzruszony Motoba mruknął:
- Tak długo, jak był świadomy możliwości, że wirus może być wykorzystany przez terrorystów, nigdy nie usunąłby całkowicie wyników badań. Dane muszą być gdzieś indziej. Komu mógłby je powierzyć?

- Komuś, komu ufa najbardziej... córce? - zaproponował Yoshizawa. Motoba potaknął.
- Poświęcił życie, aby zabezpieczyć jej ucieczkę. Nie wiadomo kto może jej pomagać. Musimy podejść do tego bardziej bezpośrednio. Ale naszym pierwszym krokiem jest znalezienie dziewczynki.

Choć w duchu przeklinał niepowodzenie mężczyzny, Motoba nie pozwalał na to. Już planował następny ruch.

- Ale panie Motoba, teraz mamy wirusa. Czy nie moglibyśmy przeprowadzić planu z samym wirusem?

Motoba spojrzał na Yoshizawę.
- Posłuchaj siebie! Jeśli to zrobimy, ty i inni ludzie, którzy są niezbędni do budowy nowego świata staną się ofiarami. Nie będę zagrażał ludziom, którzy wspierają nasz plan!

- Panie Motoba-

- Yoshizawa, nie pogarszaj tego, co staramy się osiągnąć tym aktem terroryzmu. Nie pozwolę, aby ktokolwiek wstydził się tego planu, który ma szczytny cel.

Od Motoby rzadko można było usłyszeć podniesiony ton głosu, jego troska o członków miała wpływ na zwiększenie morali. Dla Motoby, członkowie organizacji byli niczym więcej niż tylko pionkami do użycia. Te pionki, aby skutecznie je prowadzić, nie mogły się jednak dowiedzieć o ich prawdziwym celu.

- Oh, panie Motoba! Co chcesz, żebym zrobiła z ciałem? Do rana inni badacze wrócą – Hatsune apatycznie zdjęła maskę. Bawiąc się ostrzem sztyletu, wydawała się być niezadowolona, że zrobili tak mało.

- Na szczęscie, jest to poziom czwarty zakładu eksperymentalnego – Motoba powiedział względnie rzeczowo, siedząc w fotelu Nikaido.

- Nikt nie odkryje ciała, jeśli spalimy je wraz z zakażonymi zwierzętami laboratoryjnymi. Zrobimy to tak, że będzie wyglądało, jakby profesor Niakido udał się na małą wycieczkę.

piątek, 7 października 2016

6. Plan

Przepraszam, że tak długo nic nie było i musieliście tyle czekać na rozdział, ale szkoła mnie wykańcza i jak wracam o 16 to do czasami do 20 siedzę w książkach. Postaram się jednak dodawać rozdziały częściej. Pozdrawiam ^^ (jeśli coś byłoby nie zrozumiałe to piszcie w komentarzach)


________________________________________________


Plan

Starszy człowiek, dr. Kagami, wyjrzał za okno swojego biura. Droga ekspresowa Shuto biegła tuż za oknem. Za nieskończonym sznurem samochodów stało wiele syntetycznych wieżowców, a w tle, niebo wypełnione smogiem nieśmiało wyglądało zza budynków, które w większości je zasłaniały.

Dr. Kagami patrzył na tą scenę i mruknął do nikogo szczególnego:
- Czy to naprawdę postęp ludzkości? Nawet podczas gdy ludzie są świadomi ponurej przyszłości z nadchodzącym kryzysem żywnościowym, wzrostem poziomu mórz na skutek globalnego ocieplenia i wyczerpywania się zasobów ropy naftowej, nadal odkładają podjęcie decyzji. Nie jest to ani postęp, ani dobrobyt. W rzeczywistości, ludzkość się cofa.

Kagami wypuścił oburzone westchnienie i odwrócił się w stronę pokoju.
- Ludzie zapomnieli, że są częścią ziemskiego środowiska. Idealny cykl natury istnieje teraz tylko w tym miniaturowym ogrodzie.

Skierował kochający wzrok ku szkle okrywającym to, co nazywał miniaturowym ogrodem. Był to ogromny biotop znajdujący się na środku pomieszczenia. Wewnątrz biura NPO Blue Ship, przy biurkach schowanych nieśmiało z drogi biotopu zajmującego połowę pokoju, około dziesięciu członków organizacji przygotowywało ulotki edukacyjne dotyczące ochrony środowiska.

Starszy mężczyzna wystawił głowę z gabinetu.
- Doktorze Kagami, właśnie otrzymaliśmy wiadomość. TO jest skończone.

Kagami uśmiechnął się na tą informację.
- Dobrze, dobrze. Dobrze więc, Motoba?

Na twarzy Motoby był spokojny uśmiech.

Członkowie podnieśli wzrok. Ich praca była skończona.

- Panie i panowie – Motoba zrobił krok w stronę pracowników. Ten sam spokojny uśmiech. Był to niezachwiany wygląd, choć spokojny, nigdy nie może być brany za łaskawy. Spokojne oczy, które nigdy nie były wzburzone i duży ślad po oparzeniu na policzku pozostawiały szczególnie silne wrażenie na tych, którzy spotkali mężczyznę.
Motoba mówił:
- Nadszedł czas dla wszystkich nas wszystkich, którzy przystąpiliśmy do sprawy na poparcie tych ideałów przedstawionych w wielkim dziele Dr. Kagami'ego, Alarm czerwony: Gatunek Człowiek, aby zrobić pierwszy krok w kierunku przywrócenia idealnego świata, społeczeństwa, które sobie wyobraziliśmy. To może być trudna decyzja dla was wszystkich, którzy zgromadzili się dla dobra sprawy. Jednakże w tym krytycznym zwrotnym punkcie historii ludzkości, ważne jest, aby być przygotowanym do poniesienia pewnej ilości ofiar i koniecznie przeprowadzić selekcję kilku mas. Wszyscy jesteście wybrani z jakiegoś powodu. Będziecie zmieniać świat.

Motoba powiedział te słowa niezliczoną ilość razy od kiedy wstąpił do Blue Ship dwa lata temu. Słowa, mające na celu zakorzenienie zwolennikom Kagami'ego idei, że ich wybór był dobrowolny, a nie zostali do niczego zmuszeni. Tylko nieliczni oświeceni mogli wybierać takie wzniosłe ideały. Mimo powtarzanych słów, małej ilości detali, prawienie wielu komplementów, było prymitywną formą manipulacji, członkowie żarliwie klaskali.
- Zbliża się dzień, gdy naturalna równowaga zawarta wewnątrz ogrodu zostanie przywrócona do świata.

Kagami zmrużył oczy, jakby widząc przyszłość w tym miniaturowym ogrodzie. Biotop, tak jak jego wielkość, były symbolem ciężkiej pracy członków, jak również fizyczną przestrzenią zawierającą ich ideały. Wewnątrz zrównoważonego ekosystemu, każdy organizm spełniał swoją rolę integralnej części świata.

*****

Po powrocie do swojego biura, Motoba zamknął drzwi i podniósł słuchawkę.

Jego angielski był biegły. Śmiejąc się z przerwami, przystąpił do negocjacji.
- Tak, tak, wierzę, że chcesz mnie wykorzystać. Możesz nabyć rewolucyjny środek odstraszający, będący w stanie zastąpić broń jądrową. Myślę, że cztery miliardy dolarów to okazja.

W samotności, uśmiech Motoby zmienił się w cyniczne szyderstwo. Uśmiech wydawał się jeszcze bardziej skręcony, przez blizną na policzku, ale nikt nie był świadkiem tej transformacji.

- Stawiasz twarde warunki, Generale. Może byłbyś lepszym biznesmenem niż wojskowym.

Motoba zakręcił globusem stojącym na jego starannie zorganizowanym biurku, jakby już wygrał.
- Rozumiem. Więc w pierwszej kolejności chcesz zobaczyć efekty.



wtorek, 6 września 2016

5. Udręczenie

Rozdział miał być wczoraj, ale z powodu kilku innych rzeczy (w tym szkoły) nie miałam kiedy go dokończyć tłumaczyć. ^^

___________________________________

Udręczenie

Tej nocy w Laboratorium Badawczym Nikaido, położonym na wzgórzu na obrzeżach Tokio, pozostali tylko Profesor Nikaido i jego asystentka Kujo.

- Profesorze, czy prace nad antidotum są skończone?

- Tak, skończone. Jutro poinformuję Ministerstwo Zdrowia, Pracy i Opieki i przekażę im antidotum. Jeśli wirus i antidotum wpadłoby kiedyś w ręce terrorystów, świat dobiegłby końca. Aż nazbyt łatwo – powiedział Nikaido. - Mam zamiar dla ostrożności przechowywać wirusa i antidotum w oddzielnych pojemnikach głębokiego zamrażania. Nie można ich otworzyć bez hasła i mojego uwierzytelniania biometrycznego.

- Znakomita robota, Profesorze – powiedziała Kujo, ale jej twarz była wciąż poważna.

- Dzięki – odpowiedział roztargniony Nikaido. To była inna reakcja w rodzaju satysfakcji jaką naukowiec może czuć po zobaczeniu, że jego praca dojdzie do skutku.

Kujo zaptała:
- Coś cię trapi?

- Rozumiem, że ta praca może uratować życie. Niemniej jednak, mam w laboratorium przemycone wirusy poziomu czwartego*. Mogę sobie wyobrazić protesty mieszkańców z okolicy, nie mówiąc już o wypowiedzeniu przez Ministerstwo Zdrowia, Pracy i Opieki Społecznej. Oczywiście, jestem przygotowany na efekt uboczny.

Dla prywatnego ośrodka badawczego, Laboratorium Badawcze Nikaido zostało wyposażone w najnowocześniejsze urządzenia: tylko kilka laboratorium chorób badawczych w Japonii zostało wyposażone do wirusów poziomu czwartego – zakwalifikowane jako mające największe ryzyko zagrożenia biologicznego. Wirusy poziomu czwartego, to takie jak wirus Ebola i wirus Marbug, mające wysoki współczynnik śmiertelności, natomiast laboratorium poziomu czwartego* były obiektami z bezpiecznymi urządzeniami do operowania takimi wirusami wysokiego ryzyka. ( Ujmując to w inny sposób, wygląda na to, że laboratorium poziomu czwartego w razie wypadku mieści w sobie wirus poziomu czwartego.)

Był jednak jeden możliwy warunek, który pozwalał na posiadanie takich wirusów: okoliczna społeczność musiała zgodzić się wziąć na siebie ryzyko infekcji. Z pewnością inne laboratoria czwartego poziomu bezpieczeństwa biologicznego istniały w Japonii. Ale żadne z nich nie zostało wykorzystane jako obiekt poziomu czwartego ze względu na protesty mieszkańców żyjących w okolicy. Dla mieszkańców była to oczywista i naturalna reakcja na zagrożenie wirusem tak śmiertelnym jak Ebola, który trafiłby do ich sąsiedztwa. Laboratorium Badawcze Nikaido nie było wyjątkiem: było ograniczone od przynoszenia czegokolwiek wyższego niż ryzyka poziomu trzeciego, jak podkreślono w porozumieniach z okolicznymi mieszkańcami, gdy laboratorium zostało zbudowane.

- Ale profesorze, to nie jest tak, że prowadzisz te badania dla sławy lub osobistych korzyści.

- Masz rację. Ludzie cierpią, gdy my rozmawiamy, a jednak opracowanie antidotum zostało wstrzymane tylko dlatego, że nie ma wystarczająco dużo rynku dla niego. Tylko kraje rozwijające się są dotknięte wirusem. Ja tylko chciałem to zmienić. Ale... - Nikaido długo przyglądał się dwóm ampułkom przed nim. - Nie muszę ci mówić, że obecna strategia w przeważającej części jest leczeniem objawów. Nigdy nie było antidotum tak niezawodnego jak to. Ten wirus jest jak tykająca bomba, która ma dwutygodniowy okres inkubacji, podczas którego komórki wirusowe mnożą się wewnątrz gospodarza bez jego wiedzy o tym, że jest zainfekowany. W zależności od sposobu użytkowania, wirus może równie dobrze stać się ostateczną bronią.

Płyny znajdujące się wewnątrz dwóch ampułek zdawały się błyszczeć, jakby pogardzając takim okropnym losem.

- Widocznie Kira, który wywołał spore zamieszanie, był zdolny do zabicia kogoś z własnego wyboru. Z drugiej strony, ktokolwiek jest w posiadaniu wirusa i antidotum, byłby w stanie zabić każdego z ludzi z własnego wyboru. W tym względzie, wirus może okazać się bardziej obrzydliwy niż Kira, jeśli byłby używany w służbie niebezpiecznej ideologii.
Nikaido westchnął i odwrócił się w stronę ramki ze zdjęciem na blacie biurka. Było w niej rodzinne zdjęcie uchwycone podczas szczęśliwszych dni.

- Ten wirus nie będzie własnością tylko Japonii. Ministerstwo Zdrowia prawdopodobnie zdecyduje o wysłaniu go do CDC*. W końcu, wszystko co zrobiłem jest kokiem w kierunku rozwoju broni wirusowej. Co powiedziałaby moja żona, gdyby żyła... - uśmiech wstrętu do samego siebie pojawił się na twarzy Nikaido.

- Ale Profesorze, USA ogłosiło, że przeprowadzi badania broni biologicznej jedynie w celach obronnych. – Mimo usilnych starań Kujo, aby go uspokoić, poważny wyraz pozostał na twarzy Nikaido.

- Tato, kolacja gotowa! - Maki pojawiła się ubrana w fartuch.

- Maki, znowu przyszłaś tu bez mojej zgody, prawda? Muszę porozmawiać z ochroną – powiedział Nikaido. Choć jego ton zawierał dezaprobatę, Nikaido uśmiechał się.

- Dobra, dobra, ale wróć do domu, zanim obiad wystygnie. I jak długo masz na sobie ten sam fartuch? Zdejmij go już!

Chwilę wcześniej zanim zaczęła mówić, Maki była u boku ojca, ściskając fartuch laboratoryjny Nikaido. Kujo patrzyła, próbując powstrzymać się od śmiechu.

- Dr. Kujo, jak pani myśli, kiedy mogłaby pani przyjść mnie dalej uczyć? - zapytała Maki.

- Co powiesz na jutro wieczór?

- Super. Idę teraz nakarmić zwierzęta. - Odeszła z płaszczem ojca w ramionach.

Nikaido westchnął, obserwując odchodzącą córkę.
- Jest z każdym dniem coraz bardziej podobna do swojej matki. Musi wciąż tęsknić za jej dotykiem, ale muszę powiedzieć, że jest grzeczniejsza.

- Całkowicie zmienia się w twoją żonę. To tylko dziewczynka – a ma wybitnego światowego profesora immunologii pod pantoflem.

*******

Kiedy Kujo zajrzała do pokoju hodowli zwierząt, Maki karmiła szympansa laboratoryjnego.

- Jedz – powiedziała Maki do małpy. Mimo, że jej głos był wesoły, po jej policzkach spływały łzy. Zwierzęta w pokoju miały być badane w eksperymentach laboratoryjnych następnego dnia. Widząc Kujo, Maki szybko otarła łzy.

- Wiem, że nie powinnam się do nich przywiązywać...

Nieświadomy własnego losu, szympans w klatce także przywiązał się do Maki. Szympans wyszczerzył zęby w defensywie, gdy Kujo schyliła się obok Maki.

- Mamy prawo żyć szczęśliwym, zdrowym życiem, ponieważ dziesiątki tysięcy zwierząt, takich jak ten szympans, poświęciło swoje życia. Ale wszyscy ludzie zabijają je, nienawidzą i robią, co im się podoba. Chyba zapomnieli, że natura jest tym, co trzyma nas przy życiu – powiedziała Maki.

Kujo spojrzała dziewczynce w oczy.
- Mak, myślisz, że ludzie tego świata zasługują na życie kosztem pogorszenia warunków życia tych zwierząt?

Maki spojrzała na zwierzęta i rozważała przez chwilę pytanie.
- Nie wiem, ale jeśli te zwierzęta muszą być uśmiercany, abyśmy mogli żyć, myślę, że musimy żyć życiem, które nam dały, jak najpełniej – Maki bez wahania zwróciła swoje niewinne oczy na Kujo. - Dlaczego pani pyta, dr. Kujo?

Kujo uśmiechnęła się smutno i objęła ramiona dziewczynki.
- Myślę, że jeśli każdy myślałby tak jak ty, świat zmieniłby się na lepsze. - Twarz Kujo, której Maki nie mogła zobaczyć w ciemności panującej w pokoju, wykrzywiona była z bólu.




* Jeśli ktoś chciałby poczytać o poziomach laboratorium i szczegółach laboratorium poziomu czwartego to odsyłam do strony: https://sprostowania666.wordpress.com/2010/05/27/biolaby/
* CDC Centers for Disease Control and Prevention (Centra Kontroli i Prewencji Chorób) https://pl.wikipedia.org/wiki/Centers_for_Disease_Control_and_Prevention


sobota, 3 września 2016

4. Suruga

Przepraszam za długą przerwę w dodawaniu rozdziałów ^^  O wszelkich błędach informujcie mnie w komentarzach.
_________________________________



Suruga

- Co z łagodnym systemem zabezpieczeń? - Suruga powiedział do obiektywu. Po pokazaniu twarzy do kamery nadzoru, wszedł do Komendy Głównej dochodzenia w sprawie Kiry.

Rozpoznawanie odcisków palców za pomocą skanera, skanowanie siatkówki, wykrywacze metalu, a także inne środki bezpieczeństwa stawały się bezużyteczne, gdy drzwi zostały otwarte. Suruga nie musiał nawet pokazywać swojej odznaki FBI.

Obserwując światła prowadzące wzdłuż ścian, wsiadł do windy i zjechał cztery piętra pod ziemię. Przed nim, obok ciężkiej bramy, była Sala Operacyjna, centrum nerwowe budynku Dochodzenia w sprawie Kiry. Nigdzie nie było nikogo widać, a niezliczone monitory w środku przestronnego pokoju były wyłączone.

- Jestem z FBI, jest tu ktoś? - głos Surugi odbił się echem w ciszy. W pokoju było zupełnie cicho, bez żadnego wspomnienia o psychologicznej walce w przeciąganiu liny przeciwko diabolicznemu Kirze, które zostały prowadzone w jego ścianach.

Suruga odwrócił się, drapiąc się po głowie, a on tam był.

- Whoa! - Suruga odskoczył od mężczyzny, który nagle pojawił się za nim.

L stał pochylając się do przodu, patrząc na Surugę. Splątana czupryna, zwykła biała koszula z długim rękawem i wyblakłe niebieskie dżinsy. Wydawał się mieć mocno zakrzywioną postawę i nie był gotowy do ataku, jak początkowo obawiał się Suruga.

Najbardziej wyróżniającym się elementem wśród różnych dziwnych części połatanych razem i tworzących jego twarz były oczy w czarnych otoczkach osoby cierpiącej na chroniczną bezsenność.

- Kim jesteś? - zapytał Suruga, zachowując jednocześnie ochronę i dystans.

- Mów do mnie Ryuzaki – powiedział mężczyzna wskakując na kanapę. Wzniósł nogi przyciągając je mocno do ciała, sięgnął po kilka kostek cukru pozostających na dnie czegoś, co wyglądało jak olbrzymie akwarium.

- Jesteś prawdziwy? - Surudze mówiono, że L używał imienia Ryuzaki pracując wewnątrz Komendy Głównej dochodzenia w sprawie Kiry. Mimo irytacji, którą czuł przez jego brak zainteresowania na jego przybycie, Suruga studiował tył jego zaokrąglonych ramion, jakby chciał go ocenić.

Powszechnie znane było to, że L nigdy nie ujawniał swojego prawdziwego nazwiska lub twarzy. L nie pokazał swojej twarzy nawet Naomi Misorze, z którą współpracował rozwiązując Sprawę Morderstw BB w Los Angeles. Zatem Suruga nie miał innego wyboru, jak tylko trzymać go za słowo. Jednak człowiek stojący przed nim był daleki od jego wyobrażenia najlepszego detektywa na świecie.

- Uh, wybacz mi, ale będę bezceremonialny. Czy naprawdę jesteś L?

- Tak. Jestem, także, L – człowiek, który nazywał siebie Ryuzakim odpowiedział niedomówieniem, jakby chciał uniknąć pytania. Jednak odpowiedź wydawała się wzmocnić zaufanie Surugi do mężczyzny. Tak długo, jak nikogo nie ma w pobliżu, pierwszym krokiem jest wkupienie się do łask Ryuzakiego. Bez ujawniania moich intencji... Suruga pomyślał, odchrząknął i zbliżył się do człowieka siedzącego na kanapie.

- Hideaki Suruga – powiedział. - Jestem z FBI. Raye i ja spotkaliśmy się w akademii. A teraz mam przejąć obowiązki Naomi. Początkowo także miałem pomagać im w weselu, ale... - Suruga urwał, kiedy mężczyzna na kanapie odwrócił się wreszcie okazując zainteresowanie. Właściwie, tylko jego głowa się odwróciła, podczas gdy reszta nadal była przodem, jak marionetka z zaplątanymi sznurkami.

- Jesteś Suruga? Z FBI? - Spoglądając przez splątaną czuprynę, mężczyzna wbił wzrok w czoło Surugi.

Chociaż Suruga zachował kamienną twarz zgodnie z zasadami pracy pod przykrywką, zaatakował go chłód, który sprawił, że włosy stanęły mu dęba. FBI wydało mu fałszywy identyfikator, a wszelkie odniesienia do jego prawdziwego nazwiska w aktach L'a mogły zostać zhakowane i zmienione. Zostały podjęte wszelkie środki ostrożności.

Ale co, jeśli może zobaczyć moje prawdziwe imię... Walcząc z powracającymi myślami, Suruga kontynuował – Przyszedłem tutaj, aby zaoferować moją wdzięczność. Za pomszczenie śmierci Raya i Naomi pokonując Kirę. Nie wahaj się i daj mi znać, jeśli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić.

Mężczyzna nazywający siebie L'em, nadal wpatrywał się w Surugę, podczas gdy jedno z jego długich ramion znalazło drogę do akwarium. Widząc rękę na próżno grzebiącą wewnątrz pustego akwarium, L nagle zeskoczył z kanapy z wyrazem szoku. Zajrzał pod sofę i wczołgał się pod stół na czworakach, wyraźnie na jakiejś podstawie. Czołgał się po wiązce kabli biegnących od monitorów, kontynuował dalej, przenosząc swoje długie ramiona i nogi w spazmatycznych ruchach.

Co do diabła? Suruga zaniemówił przez dziwaczne zachowanie mężczyzny; L dotarł do ściany i wstał, wpadając po drodze na różne przeszkody.

Z szybkością zakłamującą jego zakrzywioną postawę, pchnął przeciwną nieozdobioną ścianę zgodne z jakąś niepisaną formułą. Następnie, co wydawało się być bezszelestne, ściana otworzyła się ukazując przedziały jeden za drugim. W pierwszej komorze przechowywano więcej takich samych białych koszulek z długim rękawem i spranych dżinsów jakie miał na sobie, drugi zawierał zapas telefonów komórkowych, a następny zbiór towarów Misy Amane. Wszystkie rzeczy zostały starannie ułożone i zorganizowane.

W końcu, ostatni przedział L'a był pusty.

- Mamy problem!

- Co to jest? Nowy przypadek?

Suruga nie mógł pomóc, pochylając się do przodu. Utrzymując surowy wygląd, L zapytał:

- Czy mógłby pan pobiec na zewnątrz, żeby przynieść mi trochę słodkiego ciasta ziemniaczanego z Funawa?


piątek, 22 lipca 2016

3. Zniszczony


Ogromne szklane pudło wypełnione białymi kostkami cukru stało na niskim stoliku. L wybrał kostki lewą ręką i wrzucił je za jednym razem do ust. Ponad pięćdziesiąt monitorów zostało ustawionych przed kanapą. Do wczoraj, każdy z nich wyświetlał informacje i monitoring z całego świata, ale po spełnieniu swojego zadania, wszystkie były już czarne. Poza jednym.

L oglądał japoński program telewizyjny. Rozwód sław został ogłoszony jako wielka sprawa.

Gdy tylko L odwrócił się w stronę monitora, pojawiły się odgłosy przyspieszonej aktywności w skrzydłach studia. Transmisja została odcięta na rzecz awaryjnej konferencji prasowej Departamentu Policji Metropolitalnej. Po kilku słowach kuratora policji, Soichiro Yagami wziął mikrofon.

- Mam przyjemność poinformować, że sprawa masowych morderstw przestępców przez Kirę jest zamknięta. Kira już nigdy nie popełni przestępstwa.

Sala konferencyjna zawrzała z podniecenia na ogłoszenie i pytania przyleciały z każdej strony.

- Czy to znaczy, że już go aresztowali? Albo, że Kira nie żyje?

- Czy mógłby pan wyjaśnić, jak Kira zabijał swoje ofiary?

- Odpowiedz na pytanie!

Z tym jednym zwodniczym roszczeniem, Soichiro Yagami opóścił wrzącą salę konferencyjną.

L patrzył na ekran bez cienia emocji.

- Więc Kira... nie. Light jest martwy.

L usłyszał na zewnątrz jakiś głos, nawet gdyby ktoś z nim był, nic by nie usłyszał. L jednak nie wydał się być wstrząśnięty. To dlatego, że groteskowy, nie-ludzi zarys sylwetki pojawił się na podłodze, cień blokujący światło wlewające się do pokoju przez otwarte drzwi. Tylko shinigami, bóg śmierci, był w stanie swobodnie wejść do apartamentu L'a nie uruchamiając systemu zabezpieczeń.

- Death Note został przyniesiony na ten świat przez ciebie, Shinigami...

Były właściwie dwa notesy obok L'a. Powoli podniósł jeden z nich i przybliżył do płomienia świecy. Shinigami Ryuk, choć patrząc trochę niezadowolony, nie próbował go zatrzymać.

- Aww, miałem nadzieję, że znalazłbyś dla niego jakieś ciekawe zastosowanie. I powiedziałem ci wszystkie jego zasady.

- Ciekawe zastosowanie... do tego? - L podniósł głowę i posłał Ryuk'owi twarde spojrzenie. Jego wizerunek został odzwierciedlony w ogromnych oczach Ryuk'a.

- Zrzuciłem ten notatnik do tego świata, ponieważ w świecie Shinigami jest nudno. Przynajmniej Light dał nam dobre przedstawienie. Miałem nadzieję, że ty też zapewniłbyś rozrywkę, też znajdując dla niego zabawne zastosowanie – powiedział Ryuk.

- Nie ma nic zabawnego w zabijaniu ludzi. Poza tym, ja już użyłem notesu. - L otwarł notes i trzymał go ściskając między palcami. - Wpisałem własne nazwisko do Death Note'a. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy go użyłem.

Zbliżając twarz zbyt blisko do notesu, Ryuk powąchał strony i wpatrywał się w nazwisko.

- Imię, które Light tak rozpaczliwie chciał poznać. Kto by pomyślał, że sam wpiszesz je do Death Note'a? - Ryuk skręcił duże usta, przedłużone do uszu i zachichotał, jego ostro zakończone zęby wystawały spomiędzy warg.

Z notesem w ręku, L nadal jakby zapomniał, że Shinigami był tutaj.

Ryuk patrzył przez chwilę, a po chwili jego ciało nienaturalnie się skręciło a szyja pękła.

- Ty naprawdę nie zamierzasz go używać? To nie jest zabawne – wypowiedział te same słowa, które powiedział, gdy Light umarł, Ryuk zatrzepotał skrzydłami i znikł przez sufit.

Potem znów zapadła cisza. L nadal patrzył na notatnik, przez cały czas gryząc paznokcie.

2. Przeznaczenie

- Jest tutaj twój serwis pokojowy, Ryuzaki. Dziś wieczorem mamy Kototoi dango z Mukoujimy - Watari, naśladując hotelowego kelnera, pchał wózek i zauważył, że coś jest nie w porządku. Słodycze piętrzące się na stole, które L normalnie pożerał za jednym razem, pozostały nietknięte.

- Czy coś się stało, Ryuzaki?

Death Note, który miał być pod kluczem, leżał otwarty przed L'em, który uważnie mu się przyglądał.

- Kira i ja mamy rachunki do wyrównania. Zbyt wiele ludzi straciło już życie – L podniósł Death Note'a, ściskając krawędzie między palcami i wskazał na otwartą stronę. - To ostatnie nazwisko wpisane do Death Note'a.

- L. Lawliet umrze po cichu na atak serca, dwadzieścia trzy dni po tej dacie.

Prawdziwe nazwisko L'a – które znał tylko L i Watari – było bezbłędnie sprawnie napisane przez L'a.

Watari zaczął otwierać usta, ale się powstrzymał i zamknął oczy, aby pozbierać swoje uczucia. Akceptowałby każdą decyzję L'a i wspierał go w miarę możliwości. To właśnie zrobił, gdy po raz pierwszy spotkał L'a podczas Winchester Mad Bombings, kiedy to ośmioletni L powstrzymał wybuch III Wojny Światowej.

Watari zdawał sobie sprawę, że L przeanalizuje fakty obiektywnie i określi sobie, co musi zrobić na każdym kroku. Jeśli doszedł do wniosku, że był tylko jeden ruch, aby zrobić swój szach-mat, zrobiłby to bez wahania.
Nawet kosztem własnego życia. Jednocześnie, L uznał, że jego życie i praca uratowała życie tysięcy ludzi. (Jeśli to brzmi melodramatycznie, być może wiele osób zostało oszczędzonych od wczesnej śmierci.)

A przecież to był wybór, którego dokonał L. Jak Watari mógłby się sprzeciwić? A poza tym, los wpisany do Death Note'a nie może zostać odwrócony bez względu na to, co ktokolwiek powie lub zrobi.

Tłumiąc wszelkie emocje, Watari powiedział cicho:
- Więc to za dwadzieścia trzy dni.

- Dwadzieścia trzy dni. Watari, od teraz musisz chronić świat z innymi literami.

L wziął przekąskę, jakby ciężar został zdjęty z jego ramion.

- Nie wiem, czy którykolwiek z nich może zająć twoje miejsce... - Watari pokręcił głową i westchnął.

L. W Wammy;s House ta litera nie oznacza tylko dwunastej litery alfabetu. Oznacza ona ''Last One''*. Ten, który stoi samotnie, bez następcy. L oznacza także ''Lost One'', jako dziecko, które zostało zrzucone z nieba przez jakiś wszechmogący byt.

Odkąd chłopiec, zaledwie ośmioletni, zmienił swoje istnienie i stał się znany jako niezrównany i bezkonkurencyjny Detektyw L i nadano mu uprawnienia do wysyłania agencji policyjnych i wywiadowczych świata, celem Wammy House stało się znalezienie i pielęgnowanie dziecka z talentem do naśladowania poczynań L'a.

- Musimy również zrestrukturyzować Wammy.


Watari obserwował zaokrąglone plecy L'a, jako detektywa jedzącego dango i zwrócił swoje myśli ku świecie po L'u. L zniknie nie tylko ze świata, ale z własnego życia Watari'ego.

wtorek, 19 lipca 2016

1. LA (L's Affair*)


Witam i przedstawiam pierwszy rozdział powieści ^^. Edit: Rozdział jest poprawiony (poprawiałam go ja, więc nadal mogą być błędy)


 ~~~~
- Jak leci, Fairman? To musi być trudny, ale konieczny krok dla Naomi i wszystkich.
Agenci FBI Sugita i Fairman starali się uniknąć stania w korkach L.A., próbując się dostać na lotnisko Vine Street. Chcąc przełamać lody z Fairmanem, który po raz pierwszy był jego wspólnikiem, Sugita przywołał temat Naomi Misory, która, aby wziąć ślub, opuściła biuro w zeszłym tygodniu.
Przez ''trudne'', Sugita nawiązywał oczywiście do, między innymi, konieczności osiągnięcia sukcesu agenta, który został zapamiętany jako ''Misora Masakra". Agenta, który zdobył zaufanie L'a.
- Tak, trudne – odpowiedział lakonicznie Fairman z siedzenia pasażera. Prawdopodobnie nie chciał rozmawiać.
- To będzie cicha droga – wymamrotał do siebie Sugita.
Potarł zarost na twarzy i spojrzał na walizeczkę leżącą na kolanach Fairmana.
- Swoją drogą, co sekretarz stanu chce zrobić z poufnymi danymi z ponad dwudziestu lat?
- Kto wie? - powiedział Fairman – Jest to dalekie dla nas, żołnierzy, aby zrozumieć co myślą wyżej położeni i w ten sposób, jest to dla nas przez większość czasu bezpieczniejsze.
Sugita zauważył coś i spojrzał we wsteczne lusterko.
- Co się stało, Sugita? - zapytał Fairman.
- To... nic – powiedział Sugita, potrząsając głową i zacisnął dłonie na kierownicy.
- Sorry, człowieku, muszę wyskoczyć na papierosa.
Sugita zatrzymał się na czerwonym świetle i Fairman nagle wysiadł, trzymając walizeczkę w ręku.
- Hej, walizka-
Może nie usłyszał Sugity. Ale Fairman patrzył w kierunku okna wystawowego; po chwili popatrzył na ruch uliczny jakby na coś czekał.
Komórka w kieszeni na piersi Sugity zawibrowała. Na wyświetlaczu pojawiło się ''Połączenie prywatne''. Sugita nacisnął przycisk ''rozmowa''.
- Nie ma żadnych gości w butiku, Sugita.
Głos był zniekształcony przez vocoder*. Połączenie zostało zakończone, zanim Sugita zapytał, kto to był.
- Co to było? Zły numer? - wymamrotał do siebie Sugita.
W momencie, kiedy Sugita skupił się na oknie, Fairman wystrzelił z pistoletu. Przyczepa ciągnika przekraczającego skrzyżowanie gwałtownie wyrwała się spod kontroli, a następnie przewróciła. Przyczepa zsunęła się na bok, leciały iskry, a z kabiny leciał czarny dym, kiedy pojazd pędził w stronę samochodu Sugity.
W zasłonie dymu, samochód zbliżał się poślizgiem do Sugity od tyłu.
- Cholera! Byliśmy śledzeni!
Żując wargę Sugita próbował wycofać samochód do bocznej uliczki, ale został zablokowany. Przez ułamek sekundy przed jego oczami pojawiła mu się szydercza twarz Fairman'a. Jego droga odwrotu została odcięta, Sugita rozejrzał się za innym sposobem ucieczki.
- Wiem!
Sugita skierował samochód w stronę szalonego płomienia ogarniającego teraz wciąż poruszającą się przyczepę i ją powalił. Szarpnął kierownicą, aby uniknąć kolizji i wpadł na chodnik, uderzając w hydrant. Samochód przyspieszył i uderzył w pokazowe okno butiku.
Sugita krzyknął:
- Lepiej, żeby nikogo tam nie było! - kiedy wpadał do sklepu.
Przyczepa zderzyła się ze ślizgającym się samochodem i eksplodowała. Drzwi otwarły się i pasażerowie, więcej płomieni niż ludzi, spadło na ulicę.
- Co ty sobie myślałeś, Fairman? - Sugita wykręcił z butiku, wciąż zaplątany w stojaki od sukienek i pomaszerował do Fairmana, wyciągając swoją broń.
Fairman wycelował pistolet w Sugitę, spojrzał na płonących na ziemi ludzi i mruknął z niesmakiem.
- Plan był taki, żeby to wyglądało tak, jakbyś spłonął wraz z plikami, ale-
Fairman, który się cofał, zaczął nagle biec. Sugita zaczął go gonić, ale ulice były zbyt zatłoczone, aby rozładować broń.
Cholera! Naomi robi sobie wolne, a dzień później, oto co się dzieje!
Fairman mijał zakręt i zderzył się z facetem w stroju misia, który stał przed ciężarówką, na której napisane było NIEDŹWIEDZIE NALEŚNIKI. Impet posłany przez ramię misia sprawił, że butelki z sodą potoczyły się chodnikiem. Fairman pośliznął się i przewrócił, jakby mu ktoś wyjął dywan spod stóp.
Pomimo uderzenia biodrem o chodnik, Fairman szybko podniósł teczkę i ponownie ruszył.
- Proszę pana, chce pan naleśnika? - mężczyzna w stroju misia zawołał od niechcenia, gdy Sugita przemknął obok.
- Nie teraz. Spieszę się!
- Są dobre – krzyknął niedźwiedź. - I słodkie!
Fairman po upadku poruszał się wolniej. Potem uderzył w starszą kobietę i przewrócił się razem z nią.
- Nie ruszaj się! - Sugita podniósł pistolet.
Fairman owinął ramię wokół szyi staruszki i przycisnął lufę pistoletu do jej skroni. Walizeczka uderzyła o ziemię niedaleko nich. Najbliżsi piesi zaczęli uciekać, natomiast ci po drugiej stronie ulicy stali i patrzyli.
Mężczyzna w stroju misia odsunął się od tłumu i mówił niskim głosem. Nadajnik-odbiornik został umieszczony wewnątrz stroju.
- Watari, mamy nieprzewidzianą sytuację. Zmień cel z teczki na człowieka w biegu.
''Kopia''. Watari, patrząc na działania z pobliskiego dachu, spojrzał przez lunetę karabinu i wymamrotał:
- Kogo my tu mamy?
Dziewczynka stojąca naprzeciwko sklepu z Colą, sięgnęła rolkę Mentosów, wrzuciła kilka do butelki i wycelowała w Fairmana. Cola tryskała jak gejzer, trafiając prosto w cel. Lufa pistoletu Fairmana na ułamek sekundy odsunęła się od szyi starszej kobiety. Bez wahania, Sugita umieścił kulę w ramieniu Fairmana. W tym samym czasie Watari wycelował w teczkę i nacisnął spust. Teczka rozerwała się, wysyłając w powietrze płonące fragmenty niejawnych dokumentów latających jak konfetti.
Sugita obserwował sytuację, nie mogąc zrozumieć, co się stało.
- Szanuj starszych! - dziewczynka z butelką Coli skarciła Fairmana płynnym japońskim, a potem odeszła z satysfakcją.
Sugita stał w oszołomieniu, ze zwęglonymi dokumentami w ręku, gdy telefon w kieszeni na piersi zawibrował. To była Komenda Główna.
- Y286, mamy nagły wypadek! Zlecenia, które otrzymaliśmy od sekretarza stanu zostały sfałszowane. To może być zasadzka.
- To ty, Raye? Dzięki za intel. Może ocaliłeś mój tyłek.
Ledwie skończył rozmowę, kiedy telefon zawibrował ponownie. Tym razem była to Naomi.
- Zgaduję, że małżonkowie myślą podobnie.
- O czym ty mówisz? Słuchaj, nie mogę się połączyć z Fairmanem. Jest zadanie, o którym zapomniałam mu powiedzieć.
Sugita spojrzał na radiowóz zabierający Fairmana i głęboko westchnął.
- Naomi, wygląda na to, że to ja będę musiał przejąć twoje zadania.
- Czemu? Co się dzieje? - spytała podejrzliwie.
Sugita odpowiedział jej jakby wyrzucając w górę ręce w geście poddania.
- Zajmę się wszystkim. Codzienne bitwy z szefem, dochodzenie z L'em, wszystko. Gratuluję zaślubin, Naomi.
~~~~
Młoda dziewczyna, która wyrzuciła Colę zatrzymała się przy ciężarówce z naleśnikami i spojrzała na maskotkę misia z zaokrąglonymi ramionami. Postanowiła wyrazić szczerą opinię:
- Co za dziwnie wyglądający sklep z naleśnikami.
- Pilnuj swoich spraw – mężczyzna w niedźwiedziu odpowiedział z oburzeniem, po japońsku.
Dziewczynka nie była w ogóle zaskoczona, że usłyszała ojczysty język w obcym kraju.
- Och, mówisz po japońsku. Dobrze. Poproszę czekoladowego naleśnika. Extra czekoladowego!
Nagle przytłoczony dziewczynką, mężczyzna w stroju misia niezdarnie zaczął robić naleśnika. Dziewczynka wydawała się być zadowolona, kiedy podał jej kapiący naleśnik z sosem czekoladowym.
- Och, tego jest mnóstwo! Ale wiesz, naprawdę powinieneś popracować nad swoimi umiejętnościami robienia naleśników. Do zobaczenia!
Dziewczynka pomachała i poszła w świetnym humorze.
Mężczyzna w stroju misia odpiął zamek, zdejmując do pasa kombinezon i westchnął.
- Nie jestem dobry w kontaktach z dziewczynami.
- Okazuje się, że nawet L nie jest przyzwyczajony do radzenia sobie z taką wesołą dziewczynką – powiedział Watari. Starszy dżentelmen podszedł z pogodnym uśmiechem i karabinem, który wyglądał absurdalnie z jego lakajo-podobnym wyglądem.
- Poszło dobrze, Watari.
Walizka, dokładnie tak jak jeden Fairman spoczęły u stóp – właściwie, niedźwiedzich łap – niejakiego L'a.
- Sklasyfikowane pliki FBI; cenny nabytek. Przypuszczam, że jest to uczciwa zapłata, zważywszy na to, że pomogliśmy FBI wypłukać z pośród nich szpiega.
L zamienił prawdziwą aktówkę na manekina zawierającego materiały wybuchowe i spalone dokumenty, kiedy Fairman potknął się i upadł. W tym właśnie momencie Sugita postrzelił Fairman'a, Watari zniszczył walizeczkę. Dla detektywa L'a, była to zwyczajna metoda zbierania danych wywiadowczych.
- Czy zawiera to, czego oczekiwałeś?
Pytanie Watari'ego zdawało się być przedwczesne, zważywszy na to, że L właśnie wyjął gruby raport z teczki. Jednak, jak dziecko rzucane furią, zaczął przedzierać się przez strony i w mgnieniu oka skończył i mocno pokiwał głową
- Tak. Ujawnia prawdę o wybuchu laboratoryjnej choroby zakaźnej w roku 1980. Badania zostały zniszczone, aby ukryć biohazard związany z rozwojem broni biologicznej.
Limuzyna zatrzymała się obok ciężarówki z naleśnikami. Watari schował karabin w bagażniku i wyjął ogromną srebrną tacę, wraz z kopulastą pokrywą. Zdjął pokrywę oferując L'owi makaroniki od Jean-Paula Hevina ze stosu piramidy na tacy.
- Ale nie wierzę, że w Stanach Zjednoczonych rozwija się wirusową broń, przynajmniej nie jawnie – powiedział Watari, trzymając tacę dla L'a.
L chwycił cztery makaroniki, po jednym między każdymi z palców, a potem szybko umieścił jednego w ustach, jakby wraz z nim chciał pożreć rękę.
- Tak, od czasu proklamowania Nixtona w '69, US zaprzestała wszelkiego rozwoju ofensywnej broni biologicznej – powiedział z pełnymi ustami – i teoretycznie zostały jedynie prace nad rozwojem broni defensywnej.
Jakby makaroniki nie były wystarczające słodkie jak na jego gust, L odkręcił górne ciasteczko jednego z nich i pokropił je sosem czekoladowym.
- Nawet broń nuklearna jest w rzeczywistości bardziej skutecznym środkiem odstraszającym niż broń ofensywna. Z tego samego powodu pretekstem rozwijania broni biologicznej jako środka wspomagającego w celu powstrzymania by ataku. Były Związek Radziecki również potajemnie kontynuował swój program budowy broni biologicznej, nawet po podpisaniu traktatu o zakazie broni biologicznej w '72. Tak poza tym-
Zlizując czekoladę z palców, L skierował wzrok w stronę parku po drugiej stronie ulicy.
- Interesująca dziewczyna.
Dziewczynka zaprzyjaźniła się ze starszą panią i jej psem, a teraz goniła za zwierzakiem, który radośnie zamachał ogonem.
- Maki Nikaido – Watari uśmiechnął się.
- Znasz ją, Watari?
- Dobrze znam jej ojca. Jest wybitnym światowym immunologiem, Profesor Nikaido.
- Jest wymieniony jako wybitny profesor Wammy, o ile się nie mylę.
Watari, znany również jako Quillish Wammy, opatentował wiele ze swoich licznych wynalazków, czym ustanowił ogromne zyski dla Fundacji Wammy, której celem było budowanie domów dziecka na całym świecie.
Wśród nich, jeden sierociniec objął bardzo inteligentne dzieci z całego świata, bez względu na narodowość, rasę, czy płeć i zapewnił im specjalistyczne wykształcenie. Sierociniec nazwano Wammy's House.
Nie było tam żadnej formalnej szkoły lub wydziałów akademickich na Wammy. Zamiast tego, profesorowie, naukowcy i najlepsi specjaliści w swoich dziedzinach z całego świata, zostali zaproszeni do dawania poszczególnych instrukcji dzieciom, w zależności od ich możliwości i potencjału.
- Nie ulega wątpliwości, że jest tu z ojcem na konferencji na temat chorób zakaźnych w Międzynarodowym Centrum Kongresowym – powiedział Watari.
L zagryzł paznokcie, gdy patrzył na igraszki dziewczynki z psem.
- Mam wrażenie, że jeszcze ją zobaczymy.
- Zwykle masz rację w takich sprawach.
- Proszę uwzględnić tego agenta na liście kandydatów. Sposób, w jaki unikał przyczepy ciągnika wraz z jego przytomnością umysłu w minimalizowaniu szkód wyrządzonych przez ogień poprzez złamanie hydrantu były pierwsza klasa.
- To był agent FBI Sugita. Agentka Naomi Misora opuściła Biuro – powiedział Watari.
L zaczął wygrzebywać się ze stroju misia.
- Nasza praca tutaj, jest skończona, Watari. Musimy natychmiast przejść do następnej misji.
- Czy jest to przypadek, który mógłby przyciągnąć twoją uwagę?
- Żadne biuro policji i śledczych jak na razie nie uznały go za wypadek, ale są doniesienia o tym, że sprawcy odrażających zbrodni zmarli z powodu niewydolności serca. Wśród nich byli przestępcy, których miejsce pobytu tylko ja mogę ustalić – powiedział L. - Jeśli okaże się, że ta sprawa wymaga dalszych badań, nasze stare podejście nie będzie skuteczne. Konicznym jest, aby zająć się tym natychmiast.
- Powinniśmy udać się do bezpiecznego domu w Arizonie. Natychmiast załatwię helikopter. A co mam zrobić z tymi dokumentami?
Pomimo kłopotów jakie przeszli, aby je zdobyć, poufne pliki FBI nie były już ważne dla L'a.
- Co teraz robi Near?
- Pracuje nad białymi puzzlami w House*, jak zwykle. Skarży się, że rozwiązanie sprawy seryjnych morderstw w Madrycie było zbyt łatwe, zbyt nudne.
- Więc przechodzą one do niego. Próba kradzieży tych plików jest jakoś powiązana z każdym, kto pociąga za sznurki Fairmana i biohazardem w laboratorium badawczym. Bez wątpienia potajemnie wywierały również pewien wpływ na wybory prezydenckie w 1980 roku.
- Oczywiście. Teraz pójdziemy? - Watari otworzył drzwi limuzyny i zachęcił L'a do wejścia do środka. Szurając nogami szedł w kierunku limuzyny trzymając obie ręce w kieszeniach, zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć w niebo. Watari załadował strój misia do ciężarówki. Tylko trochę wyprostował jego zaokrąglone plecy, L wypowiedział coś w rodzaju przeczucia.
- Jeśli okaże się, że to sprawa morderstwa, to może być długa walka.
~~~~
- Słyszałem zamieszanie na zewnątrz. Czy coś się stało, Maki?
Profesor Nikaido zapytał córkę, kiedy wszedł do pokoju w hotelu.
- Nie, raczej nie – Maki pokręciła głową z figlarnym uśmiechem, Nikaido delikatnie położył dłoń na jej głowie.
- Maki, obawiam się, że będę musiał wyjechać do Afryki od razu.
- Afryka? Po co?
- Cóż, dostałem wiadomość od mojego przyjaciela immunologa o wybuchu nieznanego wirusa w odległej części Konga. Dwie wsie zostały zniszczone przez Ebolo-podobną gorączkę krwotoczną, Wiem, że obiecałem, że pojedziemy do Disneylandu po konferencji... - pozwolił słowom wisieć przepraszająco w powietrzu. Maki zmarszczyła brwi i pokręciła głową.
- Tato! Ludzie cierpią z powodu wirusa. Co musisz zrobić?
Uśmiechając się ponuro do córki, Nikaido poklepał ją po głowie.
- Masz rację. Nie mogę tracić z oczu tego, co mam robić. To jest to, co zawsze mówię, prawda?
- Tato, jadę z tobą – oświadczyła Maki.
- Teraz Maki, tam gdzie jadę jest niebezpiecznie. Wracasz do Japonii.
- Mówiłam ci, obiecałam mamie, że będę zajmować się tobą w jej imieniu. To właśnie ja muszę zrobić.

* L's Affair – Afera L'a;
*vocoder - elektroniczne urządzenie do syntezy dźwięku, w tym także mowy;
* chodzi tu o Wammy's House